Metodycznie mnie nastroiło od jakiegoś czasu, toteż metodyczne wpisy będą pewnie coraz częściej.
No i wadę w sobie odkryłam na tę okoliczność, z której sobie zresztą aż tak mocno nigdy nie zdawałam sprawy - lepiej późno niż wcale, nieprawdaż? Wada polega na tym, że zainteresowań mam 1001, pomysłów na posty 1001, a gdy co do czego przyjdzie, to albo brak czasu (zrozumiałe - 2 prace), albo brak sił (zrozumiałe - choroba przewlekła szt. 1, do tego obecnie również choroba ostra), albo... brak chęci (przecież poznałam już temat, to po co o nim pisać?). Dodatkowo, z informacji wglądowych, dowiedziałam się o sobie, że uczę się najskuteczniej poprzez dzielenie się informacjami z innymi - urodzony nauczyciel, nie? Wówczas to dzielenie się wiedzą ma sens, natomiast gdy już coś wiem, to urok nowości idzie się... bujać i tracę zainteresowanie popularyzacją. To dokłada kolejną cegiełkę do tego, co już wiedziałam - że podważam wszystko z definicji, tworzę nowe hipotezy, testuję je i przeprowadzam wnioskowanie w oparciu o teorię i empirię.
O czym to ja dziś...? Aha, Assessment For Learning. Względnie nowy trend, w związku ze zmianami programowymi (New Curriculum 2014) mocno zyskał na aktualności, ponieważ nowe curriculum między innymi wysyła w kosmos znane (i chyba dość sensowne) poziomy. Poziomy są (ups, były) zamiast polskich ocen. Konkretne umiejętności i wiedza przypisane są danemu poziomowi, stąd z każdego przedmiotu możliwe jest określenie na jakim poziomie uczeń się znajduje i wyznaczanie mu celów o jedną grzędę wyżej. IMHO miało to sens, acz mądrzejsi od nas uznali, że jednak nie. OK, człowiek nie świnia, przełknie wszystko, również reformę edukacji brytyjskiej (polską przeżyłam, to taka ma mnie zabić?!).
OK, mądra definicja strategii Assessment for Learning głosi zatem, że:
Assessment for learning is the process of seeking and interpreting evidence for use by learners and their teachers to decide where the learners are in their learning, where they need to go and how best to get there.
W całym zamieszaniu cel jest następujący: przenosić (stopniowo) odpowiedzialność za UCZENIE SIĘ (nie: wyniki, tylko: proces uczenia się) z nauczyciela na ucznia. Uczynić go świadomym partnerem w procesie (nie obiektem manipulacji), niezależnym podmiotem, zdolnym do przenoszenia opanowanych UMIEJĘTNOŚCI (skupiamy się nie tyle na wiedzy i zrozumieniu, co umiejętnościach) na nowe grunty, łączenia informacji nowych z już posiadanymi, wnioskowania, zadawania pytań i znajdowania na nie odpowiedzi. Dość ładnie mi się to komponuje z unijną wizją uczenia przez całe życie (daj im Boże, acz w praktyczną realizację w całym społeczeństwie nie wierzę, uważam bowiem, że społeczeństwo ogólnie jest tępe i leniwe, a choćbyś takiego tłuczkiem w moździerzu utłukł, nic nie wskórasz - jako rzecze Najmądrzejsza z Ksiąg).
Celowi powyższemu, szczytnemu zresztą, przyświecać ma szereg działań. Dzisiaj się skupię na tym, co dotychczas udało mi się zgłębić - wyznaczanie "Learning Intentions" i "Success Criteria". Słownictwo tu użyte ma (ponoć) niezwykłe znaczenie. W mojej szkole to się nazywa Learning Objectives, w szkole mojej córki młodszej Learning Goals, natomiast wg autorów strategii słowo intentions kładzie nacisk na proces zamiast na wynik i dlatego jest najstosowniejszym wyborem. Jak to praktycznie wykorzystać?
1. Bez zachłystu - nie każda lekcja (początkowo) musi mieć swoją learning intention. Nauczenie się podejścia wymaga czasu, więc warto go sobie dać i z learning intentions korzystać przy konkretnym aspekcie nauczania np. pisaniu.
2. Oddzielając uczenie się od konkretnego zadania.
Czyli "w tym szaleństwie tkwi metoda", pokazujemy uczniom (i sobie), na czym należy się naprawdę skoncentrować - nie na zadaniu, a na tym, czego ono ma nas nauczyć.
3. Wyjaśniając po co uczymy się konkretnych rzeczy.
Czasy "bo tak", "bo ja tak mówię" odchodzą do lamusa. Im sensowniejsze wyjaśnienie i związane z codziennym funkcjonowaniem w społeczeństwie, tym wyższa motywacja uczniów. Przynajmniej takoż głoszą badania, na które powołują się autorzy strategii.
2. Oddzielając uczenie się od konkretnego zadania.
Czyli "w tym szaleństwie tkwi metoda", pokazujemy uczniom (i sobie), na czym należy się naprawdę skoncentrować - nie na zadaniu, a na tym, czego ono ma nas nauczyć.
3. Wyjaśniając po co uczymy się konkretnych rzeczy.
Czasy "bo tak", "bo ja tak mówię" odchodzą do lamusa. Im sensowniejsze wyjaśnienie i związane z codziennym funkcjonowaniem w społeczeństwie, tym wyższa motywacja uczniów. Przynajmniej takoż głoszą badania, na które powołują się autorzy strategii.
4. Używając właściwego języka - tj. podkreślając aspekt UCZENIA się, a więc "uczymy się (robić coś tam)" a nie "robimy (coś tam)".
5. Umieszczając learning intention na widoku przez całe zajęcia - to pozwoli uczniom wracać do niej wzrokowo w dowolnym momencie, ale i nam przypomni, by kierować na nią uwagę.
6. Omawiając learning intention z uczniami - i tak już ją słyszą od nas wraz z uzasadnieniem, więc niech wiedzą na 100% jakie są oczekiwania i zawczasu je sobie zinternalizują.
ale, ale - szanowni Państwo - czy to aby na pewno WSZYSTKO? A skąd! Jak mam omówić z uczniami learning intention i jak oni mają ją zinternalizować i świetnie wiedzieć, czego się od nich oczekuje, jeśli im tego czarno na białym nie określę, podając instrukcję "co masz zrobić, żeby założenia zrealizować"? Instrukcja muss sein i basta. Rzeczona instrukcja w miejscowym narzeczu to właśnie "success criteria". W odróżnieniu od learning intention, która precyzuje czego i po co się uczą, success criteria mają być drogowskazem do powodzenia i jego miarą zarazem.
To jest, swoją drogą, chyba ten element, którym my-Polacy zachłystujemy się najbardziej w pierwszym kontakcie z brytyjskim czy amerykańskim szkolnictwem. Słyszałam mnóstwo osób w różnym wieku, w różnych kontekstach sytuacyjnych, wyrażających zachwyt jasnością wymagań, które były precyzowane z pieczołowitością i starannością, podkreślane w trakcie lekcji/ wykładu (educational input, cobym mądrzej zabrzmiała), przypominane na koniec, uczniowie/ studenci proszeni o samoocenę w odniesieniu do w/w i ocenę lekcji/ wykładu pod kątem tych samych kryteriów. Rzeczywiście, fajnie i optymistycznie to się jawi, jeśli wziąć pod uwagę szkołę, w której od humoru nauczyciela zależy... w zasadzie wszystko z oceną włącznie (albo wręcz na czele).
Celami takiego formułowania wymagań (czy też: success criteria, albowiem język, jakiego użyjemy, ma tu - jak pisałam - kluczowe znaczenie) w sposób wręcz łopatologiczny i idiotoodporny są (tu znów cytat za twórcami strategii):
Improve understanding
Empower pupils
Encourage independent learning
Enable accurate feedback
czyli to, o czym pisałam na początku - uczeń ma się sta(wa)ć niezależnym podmiotem i partnerem w procesie uczenia się, ma poczuć własną moc sprawczą oraz odpowiedzialność za uczenie się, ma mieć lepsze zrozumienie tego, czego, jak i po co ma się uczyć, w ślad za czym (jak głoszą badania, wzmiankowane już zresztą powyżej) idzie wzrost motywacji do uczenia się.
OK, to teraz przykład praktyczny:
Dzieciaki mają za zadanie opracować przepis na pizzę.
Learning intention: uczymy się pisać tekst instruktażowy
Uzasadnienie: rozumienie i pisanie tekstów instruktażowych przydaje się w różnych dziedzinach życia - od zwykłego wskazania drogi, poprzez składanie mebli z Ikei, przepisy kulinarne, eksperymenty naukowe i inne. Lista pomysłów w zasadzie nie ma końca
Kontekst: tekst instruktażowy z dziedziny kulinariów (łączymy przy okazji kilka dziedzin curriculum: English, Design and Technology a uściślając Food Technology, i History, bo całość w tematyce Rzymu ma być), kontekst pracy nadaje temat Rzymu i Rzymian.
Success Criteria - chyba najbardziej szczegółową check-listę powyższych podano tutaj - zapraszam do przejrzenia.
Tyle w temacie celowości działania, planowania procesu uczenia się póki co. W najbliższym czasie, z okazji zapalenia oskrzeli, zamierzam zgłębiać kolejne meandry strategii Assessment for Learning i niechybnie się podzielę przemyśleniami.
Po polsku to chyba ocenianie kształtujące, tak?
OdpowiedzUsuńP.S. SUPER post :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post! Czekam na kolejne :) Wpadam tu co jakiś czas, sprawdzając co nowego :) Pozdrawiam i życzę miłego blogowania, mimo wielu trudności :)
OdpowiedzUsuń